Dziki Zachód Polski

Dodano: 27 lis 2022

 
 

Przed Naszą wycieczką uczestnicy widocznie wystarczająco mocno modlili się o aurę, skoro czyste niebo o pięknym kolorze lazuru przywitało nas na miejscu zbiórki. I dobra pogoda towarzyszyła nam do końca naszego wypadu, jedynie gdy podjeżdżaliśmy już do Szczecina, z nieba spadł obfity deszcz a i częste błyskawice rozjaśniały poczerniały horyzont.  Pierwszym punktem naszego wypadu, było miasteczko Trzcińsko-Zdrój, przed wojną znane uzdrowisko, słynące z leczniczych właściwości tutejszego torfu. Niestety, rząd polski nie był zainteresowany dalszą działalnością sanatorium i zaraz po przejęciu miasteczka zlikwidowano naturo-lecznictwo.  Sama miejscowość ma typową historię podobnych skupisk miejskich na Pomorzu Zachodnim. A więc najpierw osada słowiańska, a potem już żywioł niemiecki. Trzcińsko-Zdrój ma dobrze zachowane Stare Miasto wraz murami obronnymi, dwoma bramami i aż 25 wieżami. Wymienić należy też ratusz, którego początki datuje się na XIV wiek. W XVI wieku został przebudowany w stylu renesansowym. Ta siedziba władz miejskich do dzisiaj pełni swą funkcję. Z pozostałych zabytków należy jeszcze wymienić kościół wczesnogotycki z XIII wieku wybudowany z granitowych ciosów.

 

Następnie pojechaliśmy do pobliskiej wsi Stołeczna, aby zobaczyć siedzibę rodziny niemieckich arystokratów – von Sydow. Pałac wybudowano już w XV wieku, ale obecny kształt został nadany w XIX wieku, przy gruntownej przebudowie. Budowlę otacza piękny angielski park krajobrazowy. Cały obiekt wraz z  jego otoczeniem jest w momencie pisania artykułu odrestaurowywany.

 
 

 

Pałac we wsi Stołeczna

 

Ze Stołecznej ruszyliśmy w kierunku na Słońsk, do Parku Krajobrazowego „Ujście Warty”. Większość Parku to są tereny zalewowe, występują tu wahania poziomu wody aż do 4 m. Jak już wspomniałam, Park obejmuje rozlewiska u ujścia rzeki Warty do Odry i został założony dla ochrony terenów podmokłych, które są ostoją dla ptaków wodnych i błotnych. Oprócz dzikich zwierząt, na terenie Parku wypasa się stada koni i krów, które całe swe życie spędzają na podmokłych łąkach.

 
 
 
 

 

Rezerwat „Ujście Warty”

 

Po rezerwacie oprowadzała nas przewodniczka z Biura Turystycznego „ Dudek”, prawdziwa pasjonatka dzikiej przyrody występującej na terenie Parku. Miała z sobą dużą lunetę na trójnogu oraz lornetki, przez które mogliśmy podpatrywać życie ptaków. Widzieliśmy więc bieliki, które właśnie spożywały swój posiłek oraz wiele innych ptaków, rzadko spotykanych w bardziej cywilizowanych stronach naszego kraju. Właśnie u ujścia Warty do Odry pierwszy raz widziałam tereny zalewowe, które wyglądały jak olbrzymie, płytkie jezioro. Tam, gdzie w porze suchej są dukty i ścieżki, teraz widoczne były jedynie szpalery drzew wystających prosto z wody. Szliśmy szeroką groblą oddzielającą rozlewiska od bardziej suchych łąk.

Przewodniczka nas potem zaprowadziła / jadąc z nami autobusem /, na tereny tzw. Nowej Ameryki, czyli pobliskiego regionu graniczącego z rezerwatem. W XVIII wieku na polecenie króla Prus Fryderyka Wielkiego część tutejszych mokradeł osuszono i osiedlono Niemców oraz tzw. Olęndrów /potomków osadników niderlandzkich / zaznajomionych z życiem w bagiennym środowisku. Nowo powstającym wsiom nadawano nazwy miejsc znanych z ówczesnej Ameryki – Pennsylvania, Maryland, New York aby nawiązać do mitu amerykańskich pionierów. Mieszkańcy podmokłych terenów przystosowali się do nowych warunków życia, a ich wioski uważane były za zamożne. Po II wojnie światowej Niemców wysiedlono zza Odrę, a na ich miejsce przybyli osadnicy z południowo-wschodniej Polski, nie przyzwyczajonych do życia na terenie podmokłym. Nazwy wsi zmieniono na polskie, nie mających nic wspólnego z pierwotnymi. Dziś te osady z trudem egzystują, bowiem kolejne pokolenia zamieszkałych tu Polaków też nie zawsze radzą sobie w nietypowych warunkach.

Dalszy etap naszego zwiedzania to był pobyt w Dąbroszynie, małej wsi położonej niedaleko Kostrzynia. Główną jej atrakcją jest zespół pałacowo-parkowy rodu von Schöning. Rodzina ta zarządzała Dąbroszynem od 1604 roku, ale dopiero Hans Adam, hrabia i marszałek Branderburgii i Prus, wzbogaciwszy się na wojnie z Turkami wybudował rezydencję w stylu barokowym. W czasach późniejszych do pałacu dąbroszyńskiego jeździli z wizytą król pruski Fryderyk Wielki wraz ze swym bratem, księciem Henrykiem Pruskim. W połowie XIX wieku rezydencja została przebudowana w modnym wówczas stylu neogotyckim. W czasie bitwy o twierdzę Kostrzyn podczas II wojny światowej marszałek Żukow odbył w pałacu naradę ze swoją generalicją, co zostało uwiecznione na taśmach wojennej kroniki filmowej. Oczywiście, dobra pałacowe zostały doszczętnie rozgrabione.

 
 

 

Pałac w Dąbroszynie

 

W niewielkim kościółku, położonym obok rezydencji, znajdują się posągi przedstawiające marszałka Hansa Adama Schöninga i jego żony oraz misterne popiersie ich syna – Johanna Ludwiga von Schöninga. W krypcie kościelnej jest sarkofag hrabiego Schöninga. Byliśmy również w romantycznej kopule na szczycie parkowego wzgórza zwanej świątynią Cecylii, niegdyś był to teatr na wolnym powietrzu. Jako ciekawostkę można podać fakt, że częściowo odrestaurowywany pałac można kupić za milion złotych.

Potem pojechaliśmy na pole bitwy w miejscowości Sarbinowo. Batalia, która miała miejsce w 1758, w czasie wojny siedmioletniej między wojskami pruskimi a wojskami rosyjskimi, była wyjątkowo krwawa, nawet jak na ówczesne czasy. Po obu stronach straty w ludziach sięgały do 40%. Była to istna rzeź, zginęło w ciągu 12 godzin ok. 30.000 żołnierzy. Mało kto wie, ale w obu armiach służyli Polacy – ochotnicy. Po stronie rosyjskiej walczył książę Lubomirski oraz przyszły hetman wielki koronny Franciszek Ksawery Branicki, a po stronie pruskiej młodzież szlachecka, która kształciła się w pruskich szkołach wojskowych. Dziś na byłym polu bitwy stoi pamiątkowy głaz.

Tuż za Sarbinowem leżą Chwarszczany, wieś słynąca przede wszystkim z najlepiej zachowanej w Polsce kaplicy templariuszy. O tym tajemniczym zakonie napisano tysiące książek i rozpraw historycznych, więc nie będę dużo o nim pisać. Powiem tylko, że tylko i wyłącznie kaplica chwarszczańska z frontu jest podobna do komandorii templariuszy w Villedieu pod Paryżem. Dlaczego ? Tego się chyba już nigdy nie dowiemy…

Z krótką wizytą wpadliśmy też do Dolska, aby zobaczyć remontowany obecnie pałac, nazywany kiedyś „małe Sancoussi”. Pierwotny budynek powstał na początku XVIII wieku, potem go systematycznie rozbudowywano, aby w końcu XIX wieku przybrać obecną formę, czyli neogotycką. Po wojnie mieścił tam się magazyn zboża, a w 1967 wybuchł tam pożar, po którym popadł w ruinę. Obecnie jest w rękach prywatnych. Nowi właściciele powolutku odbudowywują ten zabytek.

 
 
 
Pałac w Dolsku
 

W końcu pojechaliśmy do Pszczelnika, miejsca katastrofy litewskiego samolotu. W lesie, na polance znajduje się Pomnik Lotników Litewskich, upamiętniający tragiczną śmierć lotników Stepanasa Dariusa i Stasysa Girenasa, którzy 15 lipca 1933 roku podjęli próbę przelotu bez lądowania przez Atlantyk, z Nowego Jorku do ówczesnej stolicy niepodległej Litwy – Kowna. Nie wiadomo, co było powodem tej tragedii. Może burza, błąd pilota lub wada techniczna samolotu… Odsłonięcie pomnika nastąpiło 17 lipca 1936 r .W 1989 r. sprowadzono z Litwy typową żmudzką chatę drewnianą, w której utworzono muzeum poświęcone historii tragicznego lotu „Lituaniki”. Znajduje się ono niedaleko pomnika.  I tak dotarliśmy do końca naszej wycieczki ,kondycyjnie od nas bardzo wymagającej. Przeszliśmy w sumie 14 km, ale zobaczyliśmy miejsca, o których większość z nas nawet nie słyszała.

 
 
 

Autor tekstu: Danuta Krochmalska

Zdjęcia: Danuta Krochmalska

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z promocjami i nowościami w naszym biurze podróży!

© 2022 Wondetours. Wszystkie prawa zastrzeżone.

Realizacja: KULIKOWSKI-IT.pl Strony internetowe Szczecin