Nieznane Pałuki

Dodano: 26 lis 2022

 

Majówkę, jak wiadomo, zapowiadano zimną. Uczestnicy wycieczki chyba za mało prosili Najwyższego o pogodę, bo widoczne Pan Bóg niezadowolony z naszych zbyt opieszałych modłów stwierdził „To ja wam słotę dam”. I faktycznie, ledwo przejechaliśmy 100 km, zaczął padać deszcz. Temperatura spadła do dramatycznych 4 stopni a i silny, przenikliwy wiatr oziębiał powietrze. Nasze kurtki szybko przemokły, na szczęście w autokarze kierowcy włączyli ciepły nawiew na maksa, tak, że jakoś podsychały. No, ale dosyć na temat niepogody, będę teraz pisać o miejscach, które zwiedziliśmy.

Pierwszym punktem naszej ekskursji był pomnik poświęcony śmierci / 1227 r./ Leszka Białego, księcia dzielnicowego, który dążył do zjednoczenia kraju. Niestety, nie spotkało to się z aprobatą władcy pomorskiego Świętopełka , który chciał rządzić samodzielnie na Pomorzu. Korzystając ze zjazdu Piastów w Gąsawie, najechał ze swymi zbrojnymi na tą miejscowość. Leszek Biały przebywał wtedy w łaźni, ale udało mu się uciec, dosiąść konia i galopem ruszyć w kierunku Gniezna. Książę był nagi, bo nie miał czasu, aby się odziać, choć noc była listopadowa. Niestety, po 2 km ucieczki w dzisiejszej wsi Marcinkowo dosięgła go nieprzyjacielska strzała, pozbawiając go życia. Pomnik jest bardzo realistycznie wykonany i jest kopią wcześniejszego, zniszczonego przez Niemców.

 

W Gąsawie weszliśmy do drewnianego kościoła p.w. św. Mikołaja wybudowanego w połowie XVII wieku. W kościele zachowały się liczne rzeźby barokowe w drzewie, pięć ołtarzy, ambona i babtysterium. Ale największe wrażenie zrobiły na mnie malowidła ścienne wykonane metodą malarstwa iluzjonistycznego, czyli sposobem malowania wywołującego złudzenie, że malunki są trójwymiarowe.

 

Na stacji gąsawskiej wsiedliśmy do wagoników Żnińskiej Kolejki Wąskotorowej. Przy zacinającym deszczu przyjemność była to średnia, choć prawie wszyscy wsiedliśmy do jedynego zabudowanego wagonu. Wysiedliśmy na stacji Wenecja. Miejscowość ta została tak nazwana przez właściciela okolicznych włości, Mikołaja Nałęcza, w XV w, który po powrocie ze studiów z Włoch, zmienił jej dotychczasową nazwę właśnie na Wenecję. Sama wieś leży w otoczeniu 3 jezior.

Oprócz walorów przyrodniczych w Wenecji można zobaczyć ruiny zamku oraz hodowlę drobiu ozdobnego, sów, papug oraz pawi. Niestety, pawie ze względu na pogodę siedziały w ogaconych kurnikach, jako, że to są ptaki ciepłolubne. Jednak najbardziej mnie zaciekawiła rasa kur, która zalicza się do drobiu bojowego, jako, że koguty tych ras nadal walczą ze sobą na ringach krajów azjatyckich. Natura wykształciła u nich puchate opierzenie, szczególnie przy samej skórze, chroniące je przed zbytnim wykrwawieniem podczas walk.

Również interesująca była odmiana kur japońskich charakteryzująca się zupełnie czarną barwą nie tylko piór, ale też grzebienia i dzioba.

 
 
 

 

Rasa japońskich kur bojowych

 

Następnie pojechaliśmy do Lubostronia, gdzie zobaczyliśmy klasycystyczny pałac wybudowany na polecenie hr. Fryderyka Skórzewskiego. Budowla jest podobna do rzymskiej Villi Rotunda wzorowanej z kolei na budownictwie antycznym. Pałac jest położony w rozległym kompleksie parkowo-leśnym. Obecnie w pałacu odbywają się koncerty, wernisaże i spektakle teatralne.

 
 
 

 

Pałac w Lubostroniu

 

Pojechaliśmy następnie do Mogilna. Nazwa miasteczka pochodzi od słowa „mogiła”, co w prasłowiańskim oznaczało wzgórek, kopczyk. Miasteczko należy do najstarszych osad leżących na pograniczu Wielkopolski i Kujaw. Na cyplu otoczonym wodami jeziora Mogileńskiego i bagnami od przełomu VIII i IX wieku do X wieku istniała osada wczesnośredniowieczna z palisadą i zasiekami. W XI w. za panowania Kazimierza Odnowiciela powstał tu klasztor benedyktynów, który istnieje do dzisiaj. Oczywiście, był wielokrotnie przebudowywany i ma w sobie chyba wszystkie style budownictwa sakralnego, ale zachowała się w podziemiach krypta romańska ze sklepieniem kolebkowym, która uważana jest za drugie obok wawelskiej krypty św. Leonarda najlepiej zachowane w Polsce pomieszczenie podziemne z epoki romańskiej.

 

Wyposażenie wnętrz klasztoru i kościoła pochodzi z okresu przebudowy w XVIII wieku. Centralnym punktem ołtarza jest obraz Matki Boskiej Śnieżnej, ale godnym obejrzenia są też ołtarze boczne i rokokowa ambona. Klasztor w chwili obecnej jest pod władaniem Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów . Po klasztorze oprowadzał nas zakonnik, brat Przemysław, który był tak uprzejmy, ze zaprosił nas, gromadkę zziębniętych i zmoczonych deszczem turystów do refektarza na herbatkę i kawałek ciasta. Podczas, gdy piliśmy gorący napój, on opowiadał o życiu współczesnych kapucynów, którzy opiekują się tak cennym dla nas , Polaków, zabytkiem przeszłości. Ale to jest opowieść na inny temat.

 

W końcu pojechaliśmy do Wągrowca, ostatniego punktu zwiedzania w naszej wycieczce. Nazwa miasteczka pochodzi od wągrów, czyli od gzów końskich, których wylęgarnie istniały w pobliskim jeziorze. Miejscowość słynie z kilku atrakcji turystycznych, tj. grobowca w formie piramidy, pocysterskiego zespołu klasztornego z barokowym kościołem p.w. Wniebowzięcia NMP Wniebowziętej i śś. Piotra i Pawła oraz atrakcji hydrograficznej, czyli skrzyżowaniu dwóch rzek.

 

Po kolei jednak. Franciszek Łakiński, bonapartysta, po zakończeniu wojen napoleońskich osiedlił się w Łaziskach pod Wągrowcem i między innymi podjął działalność dobroczynną na rzecz dzieci i ubogich. Wybudował swój grobowiec w kształcie ostrosłupa, w którym kazał się pochować. Budowla mierzy 6 metrów i wykonana jest z kamienia . Podobno powiedział przed śmiercią, że gdy sosny posadzone wokół piramidy sięgną ponad jej szczyt, Polska odzyska niepodległość. Jeśli to prawda, to przepowiednia sprawdziła się w 100%.  Niedaleko jego grobowca znajduje się kolumna, której legenda głosi, że jest miejscem spoczynku jego ulubionego wierzchowca, ale dzisiaj się uważa, że był to tylko osiemnastowieczny znak graniczny Wągrowca.

 
 

 

Domniemany grób i pomnik ulubionego wierzchowca Łakińskiego

 
 

Z tego miasta pochodzi wybitny polski biblista, czyli ks. Jakub Wujek, który zasłynął z przełożenia Biblii z łaciny na język polski. Przekład był aktualny aż do 1965 r, czyli do I wydania Biblii Tysiąclecia. Jego pomnik znajduje się przed kościołem farnym p.w. św. Jakuba w Wągrowcu.

 

W nieustającym ciągle deszczu udaliśmy się na skrzyżowanie 2 rzek : Nielby i Wełny. Jest to unikatowa w skali Europy atrakcja hydrograficzna, powstała w XIX w. za sprawą działalności cystersów. Rozwiązanie to zaprojektował cysters Adalbert Schulemann z Bydgoszczy po to, by ochronić Wągrowiec (wówczas pod nazwą Wongrowitz) przed zalewaniem wodami powodziowymi obu rzek. Prace melioracyjne miały też na celu zapewnienie podczas suszy odpowiedniego spiętrzenia wód na Wełnie, by mógł na niej działać młyn wodny. Dzięki odmiennym właściwościom fizykochemicznym, wody dwóch rzek niemal nie mieszają się za sobą, płynąc jedna pod drugą.

 
 
 

Skrzyżowanie rzek Nielby i Wełny

 

Zmęczeni długą w ekstremalnych warunkach, wycieczką, trwającą w sumie 17 godzin , udaliśmy się w kierunku Szczecina. Tuż za Piłą, przestało padać i ukazał nam się zjawiskowy zachód słońca : krwistoczerwona kula słoneczna oświetlała niebo purpurowymi blaskami, nadając światu upiorny trochę widok. Bez dalszych przygód dojechaliśmy do Szczecina. Zdjęć krajobrazowych tym razem nie zrobiłam tym razem zbyt dużo, bo szczytem odwagi, było dla mnie wyjęcie rąk z kieszeni podczas deszczu. Wycieczka zrealizowana przez www.wondertours.pl

 
 

Tekst: Danuta Krochmalska

Zdjęcia: Danuta Krochmalska

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z promocjami i nowościami w naszym biurze podróży!

© 2022 Wondetours. Wszystkie prawa zastrzeżone.

Realizacja: KULIKOWSKI-IT.pl Strony internetowe Szczecin